Nie tak dawno Internet obiegła dobra wiadomość o tym, że można w urzędach wnioskować o wydanie nowych, mniejszych tablic rejestracyjnych, które miały być dedykowane dla pojazdów japońskich i amerykańskich (ogólnie importowanych), które fabrycznie posiadają miejsce właśnie na mniejsze „blachy”.
Kwadratowe nie spełniały oczekiwania kierowców, właścicieli, więc ministerstwo w zrobiło w końcu to, o co od dawna właściciele importowanych pojazdów wnioskowali.
https://badanie-techniczne.pl/2018/07/nowe-tablice-rejestracyjne-mniejsze-ale-czy-lepsze/
Tablice są, ale… za małe!
Udało się. Ale… nie wiadomo czemu projekt tablic, pomimo, że dedykowany do konkretnych pojazdów, nijak ma się do rzeczywistości. Zostały one zaprojektowane tak, że i owszem mieszczą się gdzie trzeba, ale są… za małe. Nie można montować ich nie tyle w stosownej wnęce, co przy użyciu fabrycznej instalacji. Nadal trzeba wprowadzać przeróbki.
Oczywiście ministerstwo nie uzasadniło dlaczego zostało to wykonane w taki sposób, twierdząc, że będą sprawę wyjaśniali.
Kto daje i zabiera ten… grozi!
Żeby jednak historia mogła nadal żyć i aby było więcej powodów do śmiechu, okazało się, że od kilku dni właściciele tablic rejestracyjnych, nowych i mniejszych, otrzymują pisma z wydziałów komunikacji, w których wydział wzywa właściciela aut do podpisania oświadczenia, w którym to ten deklaruje, że jego pojazd posiada faktycznie pomniejszone miejsce na tablice rejestracyjne.
Aby dodać całej sprawie smaku, wydziały nie tyle informują, proszą, przepraszają lub wskazują informacje, co grożą, powołując się na artykuł 233 kodeksu karnego: „Kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8„.
Ministerstwo i urzędy śpią, a świat się kręci.
https://badanie-techniczne.pl/2018/07/male-tablice-rejestracyjne-kolejny-bubel/
Kiedy tablice rejestracyjne pojawiły się w wydziałach komunikacji, a pierwsi właściciele pojazdów chwalili się nimi w sieci, wszyscy skupili uwagę na dyskusji dot. bubla jaki powstał. Tablice nie tylko nie pasują jak należy wymiarami do wnęki, do fabrycznej instalacji, co zostały skonstruowane w taki sposób, że pozostawiają bardzo niewiele możliwości kombinacji liter i cyfr. A więc dostępne są w bardzo ograniczonej ilości dla danego województwa.
Okazało się jednak, że nie tylko zostały źle zaprojektowane, ale także ani ministerstwo ani wydziały komunikacji, w żaden sposób nie podjęły się weryfikacji tego, kto wnioskuje o tablice. A mógł to zrobić każdy. Dlaczego?
ROZPORZĄDZENIE MINISTRA INFRASTRUKTURY I BUDOWNICTWA z dnia 11 grudnia 2017 r. w sprawie rejestracji i oznaczania pojazdów oraz wymagań dla tablic rejestracyjnych
3. W przypadku wniosku o rejestrację dotyczącego pojazdu, dla którego mają być wydane tablice rejestracyjne, o których mowa w § 27 ust. 1 pkt 1 lit. b, właściciel pojazdu składa oświadczenie, że w pojeździe są zmniejszone wymiary miejsca konstrukcyjnie przeznaczonego do umieszczenia tablic rejestracyjnych. Oświadczenie może być złożone na wniosku o rejestrację, w tym na jego odwrocie.
Rozporządzenie jasno wskazuje, że kierowca nie tylko przekłada wniosek o wydanie tablic, ale także oświadcza czy też uzasadnia to tym, że konstrukcyjnie posiada miejsce na montaż właśnie takiej a nie innej tablicy. Rzecz w tym, że ani nikt nie sprawdził pojazdów, ani też nikt specjalnie nie sprawdził czy właściciel pojazdu takowe oświadczenie napisał. Więc wnioski były przyjmowane także bez oświadczeń.
Małe tablice w europejskim samochodzie
Po co komu małe tablice w normalnej wnęce? Dlatego, że stanowią one pewną formę wyróżnienia się na drodze. Nie tylko posiadają mniej znaków, ale pierwsi ich nabywcy mogli cieszyć się także dość prestiżową numeracją, np. oo1, itp.. Niewielkim kosztem, bo kosztem typowym dla wydania nowych tablic rejestracyjnych, można było wyróżnić swój samochód.
Dodatkowo konstrukcja tablic, ilość użytych znaków sprawiają, że w tym tempie zamawiania, niedługo wyczerpie się pula dostępnych tablic i trzeba będzie… projektować je na nowo.
Niebezpieczny urzędnik z nożem!
Co zrobiły wydziały komunikacji? Podjęły działania typowe dla polskich urzędów, a więc zamiast zmienić przepisy i podjąć dialog z właścicielami pojazdów, uderzyć się w pierś i przyznać – nie sprawdziliśmy, przyparli kierowców do muru i grożą im odpowiedzialnością karną za swoje własne błędy, chociaż i sami kierowcy nie są bez winy, gdyż obrazuje to w jaki sposób zapoznajemy się z dokumentami, rozporządzeniami i przepisami. Otóż kierowcy posiadający tablicę, muszą teraz zadeklarować, że posiadają odpowiedni pojazd do używania tablic, a jeśli nie, powinni takowe zwrócić.
W samym wezwaniu do podpisania oświadczenia, wydział komunikacji nie wskazuje jednak co robić, a jedynie co grozi za to, że tablice już mam. No bo logika podpowiada mi, że mogę je oddać lub wymienić, mogę skłamać co zapewne zostanie sprawdzone, mogę napisać prawdę ale musiałbym zmienić samochód albo przynajmniej zderzak.
Co mam zrobić? Tego nie wiem. Wiem tylko, że jeśli nie mam odpowiedniej wnęki, posiadam mniejsze tablice i odpowiem wydziałowi komunikacji, że potrzebuję ich, to mogę pójść do więzienia na 8 lat. Serio? Wieje absurdem.
W praktyce jeśli oczywiście nie chcemy ponosić odpowiedzialności karnej, uczciwie będzie udać się do wydziału komunikacji i oddać tablice lub odmówić ich zwrotu. W obu przypadkach powołując się na błąd urzędnika, który pomimo obowiązujących przepisów nie poinformował kierowcy o komplecie dokumentów oraz sam takowych nie przyjął w komplecie (brak oświadczenia).
Ministerstwo oraz wydziały mogły by jednak też wyciągnąć z tego lekcję i wyjść z tej sytuacji z twarzą, ale do tego potrzebne jest przyznanie się do błędu. A tego nasze urzędy i ministerstwa nie mają skłonności. Skoro tablice są źle zaprojektowane, a do tego wydane zostały nie tym kierowcom co trzeba, najprościej było by przeprojektować je i wymienić, dając tym samym szansę na ich pozyskanie wszystkim. W końcu to tylko kwestia zmniejszenia liter i cyfr, a sam system oznakowania może pozostać bez zmian.
Przeprojektować tablice tak, aby przede wszystkim wyglądały, ale i nie ograniczały w żaden sposób ilości rejestrowanych pojazdów. Bo i owszem, pojazdów importowanych z taką instalacją nie ma aż tak wiele, są to raczej unikalne maszyny, sprowadzane przez konkretnych właścicieli, którzy wiedzą jakie będą mieli z tego korzyści. Ale kto wie, może nawet na tym dało by radę zarobić.
Co na to importerzy?
Wiele środowisk kierowców patrzy na to z przymróżeniem oka. Na sam proces wydawania tablic, a nie grożenia kierowcom. Dlatego, że nowe tablice to też pewna forma wspomnianego wyżej wyróżnienia się i dla fana motoryzacji może być to ciekawy gadżet warty swojej ceny.
Rozumiem oburzenie i tej drugiej grupy fanów motoryzacji, którzy mają żal do kierowców, którzy pomimo braku potrzeby, zamówili tablice, zmniejszając niepotrzebnie pulę wolnych tablic rejestracyjnych – nowych tablic. W końcu to fani importowanych pojazdów od lat walczyli z ministerstwem o wprowadzenie tych tablic, ale i to polegli, gdyż nie mieli kontroli nad tym jak zostaną one zaprojektowane.
Nie da się jednak ukryć, że to nie kierowcy dolali oliwi do ognia, a ministerstwo, które rzuciło kość niezgody, a teraz, kiedy została ona podzielona, chce ukarać tych, którym udało się jej liznąć. Z drugiej strony, przepis był, a więc pomimo błędu urzędnika, właściciel pojazdu także powinien być świadomy konsekwencji.